Obóz Płaszów. Historia, świadkowie, teraźniejszość
Ryszard Kotarba
1.
Obóz pracy, potem obóz koncentracyjny w Płaszowie, powstał w końcu 1942 roku na bazie żydowskiego getta w Krakowie, co miało swoje konsekwencje i stanowiło o odmienności i cechach, które odróżniały Płaszów od typowych obozów koncentracyjnych {szerzej o dziejach obozu: R. Kotarba, Niemiecki obóz w Płaszowie 1942–1945, Warszawa–Kraków 2009.}. W czasie jego rozbudowy do połowy 1944 roku, stopniowo zajęto rozległy obszar między ulicami Wielicką a Swoszowicką, Pańską a wzniesieniami nad kamieniołomem Liban, w tym oba cmentarze żydowskie, które zrujnowano. Na tym niewielkim obszarze dopełniły się w części losy krakowskich Żydów po likwidacji getta, tu ginęli w egzekucjach, w wyniku chorób i przymusowej pracy. To także miejsce spoczynku ponad dwóch tysięcy Polaków, głównie przywiezionych przez Gestapo patriotów skazanych na śmierć. Teren obozu jest wielkim cmentarzyskiem, na którym rozsiano popioły kilku tysięcy ofiar.
Od połowy 1944 roku, w apogeum rozwoju, przystąpiono do ewakuacji więźniów, stopniowej likwidacji obozu i zacierania śladów zbrodni. Opuszczony obóz zajęły wojska sowieckie, które urządziły tu magazyny amunicyjne (stąd pozostałe napisy po rosyjsku w piwnicach Szarego Domu). Istniały jeszcze niektóre obiekty, kilka baraków, reszta domu przedpogrzebowego, koszary główne, ogrodzenia i wieże. Wstęp dla Polaków był wzbroniony i pierwsze oficjalne oględziny terenu przez przedstawicieli polskich odbyły się za zgodą sowieckiej komendantury wojskowej dopiero po ośmiu miesiącach od zajęcia obozu.
Dawny obóz, miejsce śmierci kilku tysięcy ludzi, w tym wielu krakowian, został dość szybko zapomniany. Nie uszanowano szczególnego charakteru tego miejsca, w znacznej części zostało ono zajęte pod inwestycje miejskie i budownictwo mieszkaniowe. Dziś ten okrojony obszar jest skąpo oznakowany i dość zaniedbany mimo postępujących prac porządkowych i wielu inicjatyw, które miały na celu odpowiednie upamiętnienie miejsca i ofiar.
2.
W marcu 1945 roku powstała Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, a następnie jej oddziały wojewódzkie, pierwszy w Krakowie. Początkowy etap prac zdominowały badania obozu oświęcimskiego, ale wraz ze wzrostem kompetencji i zakresu działalności, w polu widzenia komisji znalazł się również obóz w Płaszowie. 28 VIII 1945 roku przewodniczący komisji sędzia Jan Sehn powierzył prowadzenie śledztwa w tej sprawie sędziemu Stanisławowi Żmudzie {Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Oddział Kraków (dalej: AIPN Kr), IPN Kr 1/2070}. Z tego czasu zachował się cenny dokument, Zapis czynności urzędowych dr. St. Żmudy w okresie 28 VIII 1945 – 12 XII 1945, który pokazuje, jak zbierano informacje o obozie, dokumenty i poszukiwano świadków. W trakcie tych czynności zdobyto pierwsze plany obozu, co pozwoliło na precyzyjne określenie jego granic i obiektów. Problemem stało się zbadanie terenu z autopsji, do czego doszło dopiero 4 X 1945 roku. Uczestniczący w tej i w następnej wizji lokalnej sędzia Stanisław Żmuda sporządził pierwszy protokół oględzin terenu, wciąż cenne źródło opisowe {Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Warszawa, NTN 40 (proces A. Götha przed Najwyższym Trybunałem Narodowym), k. 1–12.}. Przesłuchiwano wielu świadków, głównie ocalałych z pożogi byłych więźniów żydowskich, których wtedy sporo wróciło do Krakowa.
Działania te pozwoliły na ściganie sprawców zbrodni i jak wiadomo, w Krakowie odbyły się dwa główne procesy zbrodniarzy z Płaszowa: Amona Götha przed Najwyższym Trybunałem Narodowym (od 27 VIII do 5 IX 1946 roku) i potem szesnastu członków załogi przed Sądem Okręgowym (1947–1948). Materiał oskarżycielski w większości został zebrany przez Okręgową Komisję w Krakowie. Jednocześnie zaczęły się procesy innych członków załogi i kolaborantów, co w sumie dało bardzo obfitą dokumentację, a zachowane akta śledcze i sądowe do dziś nie straciły na wartości. Warto zwrócić uwagę na ówcześnie sporządzane protokoły zeznań, liczące nawet i po kilkadziesiąt stron. Każdy taki protokół to zapis konkretnych zdarzeń, ludzkich losów czy realiów obozowych. Oprócz Jakuba Stendiga, Aleksandra Biebersteina i Mieczysława Pempera, o których będzie mowa dalej, ważnymi, świetnie zorientowanymi świadkami byli: Michał Weichert, Henryk Wohlfeiler, Wiktor Traubmann, ale również Mila Hornik, Ala Dychtwald, Leib Szternfeld, Bernard Steif, Bernard Schnitzer, Meilech Zellner. Oczywiście swoją wagę mają też obszerne zeznania zbrodniarzy płaszowskich, począwszy od Amona Götha.
Wszystkie te materiały śledcze i sądowe (protokoły przesłuchań, ekspertyzy i opinie, protokoły z wizji lokalnych, mapy i plany, fotografie), w połączeniu z setkami zebranych relacji, stanowią podstawę naszej wiedzy o obozie. Wytworzyły je instytucje i ludzie, pracujący w trudnych warunkach powojennej rzeczywistości i narastającego komunistycznego zniewolenia. Jednak idea ścigania i karania zbrodniarzy hitlerowskich nie budziła wówczas kontrowersji, łączyła ludzi o różnych poglądach, przekonanych, że wypełniają misję wobec społeczeństwa. Obecnie dokumentacja ta jest przechowywana w Instytucie Pamięci Narodowej (zbiory dawnej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce z lat 1945–1998), Żydowskim Instytucie Historycznym (relacje i wspomnienia byłych więźniów Płaszowa i inne materiały archiwalne), archiwum Yad Vashem, (m.in. zbiór relacji), Archiwum Narodowym w Krakowie {akta okupacyjne, procesowe, akta sądowe „Zg”, czyli o uznanie za zmarłego}. Niestety, źródła nie są kompletne, brak przede wszystkim akt oryginalnych z lat 1942–1945. Dokumenty z obozu zachowały się jedynie fragmentarycznie, w drugiej połowie 1944 roku wywożono je lub zniszczono, uległy rozproszeniu i prawdopodobnie przepadły, co dziś ogranicza możliwości pełnej rekonstrukcji dziejów obozu.
3.
Zaraz po wojnie znalazło się w naszym mieście bardzo wiele uratowanych osób, które przeszły klasyczną, wojenną drogę Żyda-krakowianina, a więc: pierwsze prześladowania okupanta, czasem wysiedlenie z mieszkania, życie na Kazimierzu, getto w Podgórzu, tzw. julagi i obóz w Płaszowie, potem tułaczkę ewakuacji do innych obozów, niekiedy tzw. marsze śmierci i wreszcie wyzwolenie. Wśród nich było kilka czołowych postaci świata żydowskiego, które z racji swoich funkcji wiedziały znacznie więcej o obozie płaszowskim niż przeciętni więźniowie. Przede wszystkim trzeba tu wymienić: inż. Jakuba Stendiga, dr. Aleksandra Biebersteina i Mieczysława Pempera. Oni w pierwszych latach stworzyli podwaliny naszej wiedzy
o Płaszowie i im chcę poświęcić ten artykuł.
Gdy tylko Żydowska Komisja Historyczna działająca w Krakowie pod kierownictwem Michała Borwicza (literata i krytyka, byłego więźnia obozu janowskiego we Lwowie), zaczęła zbierać relacje o obozie płaszowskim, wiedziano, że jednym z kluczowych świadków będzie inż. Jakub Stendig. Wynikało to z jego funkcji zawodowych, pracy w getcie i w obozie oraz jego predyspozycji i rzetelności. To nie miała być standardowa relacja, jakich zbierano setki, czekano na wielki, kompleksowy opis, na pierwsze opracowanie historii obozu. Stendig zdawał sobie sprawę z tej odpowiedzialności i rzecz potraktował jako dalszy ciąg swojej służby na rzecz żydowskiej społeczności Krakowa. Zostawił nam bardzo wiele, jego obszerne opisy mają ogromną wagę i znaczenie, wtedy, zaraz po wojnie, nie było za wiele tak sumiennych świadectw i opisów machiny obozowej. Jakub Stendig miał łatwość pisania i używał pięknej, bogatej polszczyzny, ale rozpoczynając pracę, z właściwą sobie skromnością zaczął: „Ja z pamięcią nigdy nie byłem na zgodliwej stopie, toteż biedne były u mnie historia powszechna i literatura, a jeśli na jakimś półroczu gimnazjum pojawiła się ku memu zdziwieniu ustna ››dobra‹‹ z historii, to zapewne zasługa mego lepiej w pamięć wyposażonego kolegi i trafowi, że podpowiadanie wtedy dobrze ››chyciło‹‹. Ciężko mię więc za to ukarała [Żydowska] Komisja Historyczna, jeśli nakazała dokonanie opisu płaszowskiego obozu koncentracyjnego, gdy jednym moim podręcznym bagażem ma być moja pamięć” {Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, 301/1792 (rel. J. Stendig), s. 1 (wstęp autora do relacji z dnia 17 VIII 1945).}.
Konieczne jest przypomnienie. Jakub Stendig (1891–1952) był uczestnikiem pierwszej i drugiej wojny światowej, u progu niepodległości ukończył Wydział Architektury Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (1919). Był pracownikiem Gminy Żydowskiej, potem kierownikiem Wydziału Budownictwa Judenratu. Jako Architekt und Baumeister, już w 1939 roku kierował z polecenia Gminy remontami budynków i mieszkań dla dygnitarzy niemieckich. Dalsze jego działania miały na celu ratowanie przed okupantem zabytków kultury żydowskiej, synagog oraz ratowanie cmentarza żydowskiego przy ul. Miodowej. W Płaszowie projektował i nadzorował budowy infrastruktury i obiektów, które służyły wszystkim więźniom, docelowo ułatwiały życie obozowe. Był człowiekiem do końca wiernym swoim zasadom, służącym społeczeństwu żydowskiemu. Stendig należał do elity społecznej przed wojną i w okresie okupacji, jako inżynier w getcie i w obozowym Bauleitungu. Nie układał się z nowymi „elitami” w obozie, z tymi wszystkimi złymi ludźmi, od których tak wiele wtedy zależało. Stąd kłopoty, a w końcu odrzucenie z tzw. listy Schindlera, bo – jak pisał – nie miał 100 dolarów. W konsekwencji trafił z rodziną do zwykłego transportu, a jego żona Felicja zginęła tuż przed wyzwoleniem.
Po wojnie współpracował z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie, zeznawał na procesie Amona Götha i innych esesmanów, był jednym najznakomitszych, precyzyjnych i dobrze poinformowanych świadków. Świetnie znał sprawy obozowych inwestycji budowlanych, działań Bauleitungu, losu jego pracowników. Dzięki niemu mamy dokładne opisy budów, remontów i funkcjonowania licznych obiektów w obozie (Wachkaserne, willa komendanta, łaźnie, kuchnia, ogrodzenia, wieże strażnicze, bramy, drogi, place apelowe, stawy przeciwpożarowe itd.). Równie kompetentnie mówił o działalności i zbrodniach Götha, o załodze, egzekucjach (np. Janka Haubenstocka i Emila Krautwirtha, Diany Reiter, Chilowiczów), o przemycie i handlu żywnością, represjach za przemyt, ucieczkach z obozu, charakteryzował główne miejsca egzekucji i szacował liczby ofiar. Niezwykle przejmujące są opisy likwidacji getta krakowskiego, przemycania dzieci z getta do obozu, masowych rozstrzeliwań, tzw. apelu zdrowotnego w maju 1944 roku, czyli wielkiej selekcji, a następnie wywozu do komór gazowych w Auschwitz półtora tysiąca ludzi.
Kolejną ważną postacią jest dr Aleksander Bieberstein (1889–1979). Medycynę studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim (1909–1913) i ukończył w ostatecznie w Wiedniu (1915). Zmobilizowany, brał udział w I wojnie, a następnie w wojnie z bolszewikami jako lekarz, kapitan WP. W okresie międzywojennym pracował w szpitalach krakowskich i w Powszechnej Kasie Chorych. W trudnych warunkach getta i obozu zajmował się pacjentami chorymi zakaźnie, potem został wywieziony do Gross-Rosen i Brünnlitz. W 1945 roku wrócił do swojego miasta i swojej pracy, zajmował odpowiedzialne stanowisko w urzędzie wojewódzkim (potem Wojewódzkiej Radzie Narodowej), ale ból po zagładzie, niepewna sytuacja Żydów w nowej rzeczywistości politycznej, naciski na wstąpienie do PZPR – wszystko to skłaniało go do wyjazdu. Kilkakrotne prośby o wyjazd do Izraela były odrzucane, ostatecznie wyjechał 6 IV 1959 roku zmuszony do zrzeczenia się obywatelstwa polskiego.
Bieberstein, urodzony w Tarnopolu w wielodzietnej rodzinie, szkoły i studnia kończył dzięki ogromnym własnym wysiłkom i zdolnościom. Był lekarzem z powołania, pełniącym swoją służbę w najcięższych czasach XX wieku, był uczestnikiem i świadkiem epoki. Przeżył kampanie wojenne, piekło getta i obozów koncentracyjnych, niełatwe życie w kraju komunistycznej dyktatury. Jeszcze pod okupacją robił bieżące zapiski, które niestety przepadły po ewakuacji z Płaszowa. To, co mógł, w ograniczonych warunkach PRL-u, opisał w kilkusetstronicowym opracowaniu {AIPN Kr, IPN Kr 1/2251 (A. Bieberstein, Zagłada Żydów w Krakowie. Wspomnienia, maszynopis).}, które potem stało się podstawą wydanej w 1985 roku Zagłady Żydów w Krakowie, książki do dziś podstawowej, która nie straciła swoich walorów dokumentu. Przedstawił tu losy społeczeństwa żydowskiego w Krakowie lat okupacji i to, co znał najlepiej, czyli dzieje żydowskiej służby zdrowia, losy placówek, szpitali, wszystkie dramaty, jakie tam się rozgrywały, działania i postawy lekarzy i pielęgniarek, personelu pomocniczego, wychowawców i opiekunów sierocińców, domów starców – tych wszystkich utalentowanych, pracowitych i oddanych innym ludzi. Nie ograniczał się tylko do ich działalności i losów w okupowanym Krakowie, w wypadku lekarzy prześledził ich całe, pełne meandrów życie w czasie II wojny światowej i po niej.
Wreszcie Mieczysław Pemper (1920–2011), powszechnie kojarzony z obozem w Płaszowie i do końca życia wypełniający misję przekazywania wiedzy o czasie zagłady. Zaczęte przed wojną studia w Uniwersytecie Jagiellońskim i Akademii Handlowej ukończył po wojnie (dyplom uzyskał w 1948 r.). Znał znakomicie język niemiecki i został zatrudniony jako urzędnik w Gminie Żydowskiej zarówno przed utworzeniem getta, jak i później. Gdy znalazł się w Płaszowie, powyższe okoliczności zadecydowały, że trafił do kancelarii komendanta obozu, gdzie od marca 1943 roku do września 1944 roku pełnił funkcję osobistego sekretarza, stenografa i tłumacza Amona Götha. Była to sytuacja wyjątkowa i sprzeczna z przepisami obowiązującymi w kacetach {Szerzej: M. Pemper, Prawdziwa historia listy Schindlera, Warszawa 2006.}.
Poza biegłością w bieżącej pracy, był bardzo inteligentnym, świetnym obserwatorem, o rewelacyjnej wręcz pamięci. Te cechy objawiły się w całej okazałości po wojnie. Jego pozycja jako więźnia była wyjątkowa, choć, jak wspomina, nie chciał uchodzić w czyichkolwiek – zwłaszcza własnych – oczach za uprzywilejowanego prominenta. Dzięki tej pracy był świetnie poinformowany, miał wgląd w bieżącą korespondencję obozową i tajne dokumenty. Pozycję swoją wykorzystywał do różnych działań dla dobra współwięźniów, a w szczególności do przekazywania poufnych informacji z kancelarii obozu, które potem trafiały do odpowiednich ludzi i instytucji w kraju i za granicą (JUS, RGO, „Żegoty”, agendy państwa podziemnego, Oskara Schindlera).
Po wojnie był kluczowym świadkiem w sprawie Götha, o którym miał dużą wiedzę, także o jego życiu prywatnym. Zeznawał na temat funkcjonariuszy obozowych (charakterystyki, zachowania, ruch służbowy), działania kancelarii i obiegu korespondencji, na temat urzędów i ludzi sprawujących nadzór nad obozem, więźniów i bilansu zbrodni w obozie, a także spraw dotyczących funkcjonowania getta krakowskiego, Gestapo i innych organów policyjnych, polityki niemieckiej wobec Żydów i Polaków w okupowanej Polsce. Współpracował z krakowską Komisją Badania Zbrodni Niemieckich i z sędzią Janem Sehnem, był tłumaczem na procesach, poznawał ich dokumentację. Jego wiedza i zdolności w tym zakresie sprawiały, że wykraczał poza zwykłą rolę świadka wydarzeń, często była to rola eksperta znającego mechanizmy i kulisy spraw rozgrywających się w samym obozie i instytucjach nadrzędnych. Było to wyraźnie dostrzegalne zwłaszcza w czasie procesów Amona Götha (1946) i zastępcy szefa Amtsgruppe D i szefa Urzędu D II Arbeitseinsatz (sprawy zatrudnienia więźniów KL) Gerharda Maurera (1951). Po wyjeździe do Niemiec w 1958 roku Pemper był świadkiem przed tamtejszymi sądami.
Osobiście jeden raz, w początku lat osiemdziesiątych, spotkałem się z Mieczysławem Pemperem, gdy odwiedził naszą Komisję. Niestety, wówczas ledwo zaczynałem swoją pracę i miałem wtedy za mało wiedzy, aby być dla niego partnerem poważnej rozmowy o tych wydarzeniach.
4.
To, że zaproszono mnie do udziału w tej konferencji, nie wynika z moich nadmiernych zasług. Bierze się raczej z tego, że przez wiele lat, choć z długimi przerwami, zajmowałem się historią obozu płaszowskiego, z pasji, obowiązku i doświadczenia wyniesionego z całej mojej pracy zawodowej w Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich i obecnie w Instytucie Pamięci Narodowej. Dlaczego zainteresowałem się Płaszowem? Jak zwykle w takich wypadkach decydują określone okoliczności, a przede wszystkim ludzie, których się przy tym spotyka. Rozmowy pobudzają zainteresowanie, dalsze pytania, wywołany temat może przerodzić się w coś osobistego, pojawia się pasja, wrażliwość, empatia.
Bezpośrednim impulsem do zainteresowania się źródłami i historią Żydów krakowskich, getta, a szczególnie obozu w Płaszowie, były przygotowania do pierwszej wystawy w otwieranym właśnie Muzeum Pamięci w Aptece pod Orłem (1983). Być może była to w Krakowie pierwsza po wojnie wystawa o ich losie i zagładzie, o getcie i obozie. Podstawową dokumentacją były materiały Głównej i Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, a scenariusz przygotowaliśmy wspólnie z Magdaleną Kunicką-Wyrzykowską, specjalistą w Archiwum GKBZHwP, osobą o szerokich horyzontach i świetnym przygotowaniu archiwistycznym. Ona pierwsza podjęła poważne badania nad historią KL Plaszow i miała zamiar ich kontynuowania, niestety, zmarła przedwcześnie w rok później (1984). Jej zawdzięczam w dużym stopniu poznawanie tych zagadnień i zasobów archiwalnych.
Uroczyste otwarcie wystawy krakowskiej w kwietniu 1983 roku, zbiegło się czasowo z międzynarodową sesją organizowaną w Warszawie przez Główną Komisję w 40. rocznicę powstania w getcie warszawskim. Była to pierwsza w Polsce sesja z szerokim udziałem historyków z tej dziedziny, przybyłych z USA, Izraela, Niemiec i innych krajów. Odbywała się w trudnych czasach stanu wojennego, ale w tej dziedzinie badań był to przełom. Potem już było tylko lepiej, jeśli chodzi o kontakty z historykami i instytucjami zagranicznymi i rozpoczęcie poważnych badań nad dziejami zagłady i stosunkami polsko-żydowskimi, a właściwie na tym etapie, mozolne tworzenie podstaw pod rzeczywisty rozwój tych badań w wolnej Polsce. Na tej sesji przedstawiałem komunikat o zbrodniach na Polakach za udzielanie pomocy Żydom w regionie krakowskim {AIPN Kr, IPN Kr 1/278, t. 1. (J. Buszko, R. Kotarba, Działalność represyjna okupanta hitlerowskiego wobec ludności polskiej za pomoc udzielaną Żydom (w regionie krakowskim), [w:] Materiały międzynarodowej sesji naukowej „Hitlerowskie ludobójstwo w Polsce i Europie 1939–1945”, Warszawa 13–17 IV 1983.}. Pamiętam, jak trudne wrażenia i myśli towarzyszyły mi, gdy wyniki kwerendy w aktach pokazywały, że podobny lub obszerniejszy referat mógłby ukazać całkiem odmienne postawy niektórych Polaków wobec Żydów: obojętność, antysemityzm, denuncjacje, udział w zbrodniach.
Dla mnie, młodego pracownika i kierownika Okręgowej Komisji w Krakowie, te tematy, źródła i żyjący jeszcze świadkowie stanowili wielkie odkrycie. Zaczęły się stałe wizyty w archiwach, głównie w archiwum GK w Warszawie i pomoc takich osób jak naczelnik Maria Bukowska, Michalina Wysocka czy właśnie Magdalena Kunicka-Wyrzykowska. Pouczające dla mnie były liczne w tym czasie rozmowy z Tadeuszem Pankiewiczem, Wiktorem Traubmannem, Stanisławem Dobrowolskim (przewodniczący „Żegoty” w Krakowie), prof. Julianem Aleksandrowiczem, prof. Józefem Boguszem, prof. Mieczysławem Wieliczko, mec. Wincentym Heinem. Także z sędzią Stanisławem Żmudą czy z innymi doświadczonymi prokuratorami komisji krakowskiej: Janem Brandysem, Władysławem Wyrobkiem, Wincentym Jarosińskim, byłą sekretarką Komisji Krystyną Szymańską. Później odbyły się również spotkania i rozmowy między innymi z Haliną Nelken, Henrykiem Zimermannem, Zbigniewem Grossem (przybrany syn dr. Leona Grossa), Shmuelem (Stefanem) Krakowskim, Mieczysławem Stanerem i z wieloma innymi gośćmi, zwłaszcza z Izraela, którzy pojawiali się w komisji. Każda, nawet krótka rozmowa, miała swoją inspirującą wartość.
5.
Jeśli chodzi o badania obozu płaszowskiego, to istnieją wciąż tematy, które nie są dobrze opisane, obrosły mitami, budzą różne wątpliwości. Nic raczej nie wskazuje na to, że nagle ujawnią się nowe bogatsze źródła, które dałyby odpowiedzi na szereg kwestii wymagających objaśnień. Wymieńmy choćby takie poważne zagadnienia jak: żydowska konspiracja i w ogóle przejawy oporu w julagach i w Płaszowie czy relacje polsko-żydowskie w samym obozie. Wciąż za mało mamy informacji o funkcjonowaniu tzw. obozu pracy wychowawczej w Płaszowie (Arbeitserziehungslager) i osadzonych tam więźniach polskich (kim byli, skąd pochodzili, jakie były powody ich uwięzienia – za wykroczenia administracyjne i przeciwko przepisom pracy – czy byli to więźniowie pospolici i polityczni). Chyba nie ma też szans na ścisłe ustalenia liczby ofiar obozu, zarówno Żydów, jak i Polaków, czy to więźniów obozu, czy przywożonych na egzekucje z Montelupich. Pemper mówił o co najmniej 2 tysiącach zamordowanych Polaków, ale czy w tej liczbie mieszczą się też ludzie zamordowani w egzekucjach miejskich i przywożeni do Płaszowa jako miejsca pochówku?
Te braki, jeśli chodzi o polskich więźniów, nie są przypadkowe. Przytłaczająca większość przekazów o obozie pochodzi od więźniów pochodzenia żydowskiego. W znacznej mierze to plon bogatej działalności dawnych Żydowskich Komisji Historycznych, które zbierały tuż po wojnie relacje od wszystkich ocalałych Żydów. Świadectw polskich jest niewspółmiernie mało. Na pewno przyczyną jest i to, że uwięzieni Polacy w większości należeli do kategorii „więźniów wychowawczych” – przeważnie byli to ludzie prości, ze wsi, trafiali się drobni przestępcy, prawie nie było inteligencji. Polacy stanowili znaczną mniejszość, nie pełnili ważnych funkcji, możliwości ich postrzegania spraw obozowych, nie mówiąc już o wpływie na nie,
były początkowo bardzo ograniczone.
Sprawą otwartą jest w ogóle liczba osób zamordowanych obozie. Ofiary przypisane Amonowi Göthowi w wyroku Najwyższego Trybunału Narodowego (8–10 tys.) obejmują też zamordowanych przy likwidacji getta krakowskiego, ludzi z transportu do Auschwitz 14 V 1944 roku oraz ofiary likwidacji getta w Tarnowie i obozu w Szebniach. Nie wiadomo skąd pojawiła się w literaturze liczba 80 tysięcy ofiar {Encyklopedia obozów hitlerowskich na ziemiach polskich, wyd. GKBZHwP, Warszawa 1979, s. 391.}, do dziś nieszczęśliwie powtarzana. Posiadamy nikłe informacje o więzionych w obozie Cyganach czy przywożonych Żydach ze Słowacji. Brak możliwości dokładnego opisania takich zagadnień jak rola i kompetencje funkcjonariuszy SS i organizacja systemu obozowego, nieniemieckie formacje strażnicze, używanie strażników z Płaszowa do akcji poza obozem, do tzw. zwalczania band, na co wskazują zachowane wnioski odznaczeniowe dowódcy SS i policji na dystrykt krakowski, sprawa stacjonowania i wykorzystywania batalionu Schutzpolizei podległego temuż dowódcy SS i policji. Istnieje zatem cały szereg tematów i szczegółowych zagadnień, które wymagają dalszych badań, pole do działania jest szerokie. Możliwe są też niespodzianki i nowe odkrycia, jak to z roku 2014, kiedy ujawniono listy Żydów (między innymi członków rodziny Schlager) do Stanisława źródłem najprostszym, czyli internetem, który często pozwala publikującym na brak odpowiedzialności za tekst zaśmiecony licznymi błędami, uproszczeniami, nawet fałszerstwami, a przecież potrzeba pewnej znajomości rzeczy, aby odróżnić
prawdę od fikcji. Można wymienić wiele przykładów typowego, szablonowego powtarzania błędnych informacji – o rzekomych 80 tysiącach ofiar i 150 tysiącach więźniów, którzy przeszli przez obóz, o transportach z Płaszowa do Bełżca, zdarza się mylenie Płaszowa z Julagiem, a nawet „Libanem”, nazywanie willi Götha „czerwonym domkiem”, mówienie, że Płaszów „należał” do KL Lublin (Majdanek) itd. Takie „popularyzowanie” obozu w Płaszowie nie może przynieść dobrych efektów.
6.
Próby upamiętnień miejsca kaźni w Płaszowie zaczęły się zaraz po wojnie. Dziś mamy tam kilka pomników, o których można dyskutować. Jest to zresztą osobny problem, mogący budzić emocje i spory. Pozwolę sobie tylko zwrócić uwagę, że każdy z tych różnych w formie obiektów, zawiera – może nie w symbolice, ale przede wszystkim w treściach napisów – jakieś nieprawdy. Dotyczy to zarówno pierwszego upamiętnienia, krzyża postawionego na „górce”, jak i pomnika fundowanego przez Gminę Żydowską, tablicy poświęconej Żydówkom węgierskim i wreszcie powstałego niedawno obelisku poświęconego policjantom granatowym. Wyjątkiem jest pomnik projektu prof. Witolda Cęckiewicza – utrzymany w peerelowskim
stylu, będący monumentalnym dziełem o wielkiej ekspresji poświęconym wszystkim ofiarom zbrodni w Płaszowie. Jeśli o tym wspominam, to tylko z powodu dochodzących do Instytutu Pamięci Narodowej głosów, opinii i nowych, kontrowersyjnych pomysłów, co do których musieliśmy zajmować merytoryczne stanowiska. Przykładowo, pojawiały się projekty pomnika zamordowanej Polki z dzieckiem („żony oficera AK”), tablicy poświeconej zamordowanym w obozie żołnierzom AK, a nawet NSZ, był pomysł ustawienia tablicy upamiętniającej specjalnie egzekucję dokonaną w Wielki Piątek 7 IV 1944 roku czy zmian na tablicy pamiątkowej znajdującej się pod krzyżem. Wydaje się, że takie projekty cząstkowych upamiętnień
ofiar prowadziłyby tylko do pogłębienia chaosu w tej dziedzinie.
Oddział krakowski IPN wielokrotnie przedstawiał też swoje stanowisko czy dokumentację, dla potrzeb urzędów, instytucji czy organizacji kombatanckich, w różnych aspektach dotyczących byłego obozu. Najważniejsze z nich były te, które przyczyniły się do wpisania do rejestru zabytków województwa małopolskiego terenu byłego obozu wraz z budynkiem Szary Dom (decyzja z 24 X 2002 roku) i później dawnej willi Amona Götha (decyzja z 18 XII 2002 roku). Do tego należy dodać wiele działań, które wynikają z ustawowych zadań Instytutu Pamięci Narodowej, zwłaszcza w sferze archiwalnej i edukacyjnej. Są to mianowicie odpowiedzi i opinie na różne tematy „płaszowskie” dla osób z Polski i wielu krajów świata,
w tym także potwierdzenia na podstawie dokumentów faktu pobytu w obozie, pomoc dokumentacyjna i konsultacje przy realizacji wystaw, filmów dokumentalnych, dla potrzeb wydawnictw, udziału w filmach, audycjach radiowych i telewizyjnych, spotkania z uczniami i studentami, liczne oprowadzania po terenie byłego obozu, wreszcie własne publikacje o Płaszowie.
Było wiele inicjatyw mających na celu właściwe upamiętnienie i zagospodarowanie terenu dawnego obozu. Wymieniam te późniejsze, w których brałem w różnym stopniu udział:
- działania Fundacji Opieki nad Pomnikiem Pamięci Narodowej (1995–1996) Iwony Ruebenbauer-Skwary;
- projekty konserwatorskie dotyczące Pomnika Pamięci na Krzemionkach (1995 i 2006), zespołu inż. Jarosława Żółciaka (przekazanie obszernej dokumentacji i fotografii, opracowanie wstępu historycznego);
- prace Fundacji Centrum Edukacji Kulturowej i Ekologicznej pod przewodnictwem Prezydentów Miasta Krakowa (m.in. wydanie folderu o Płaszowie, 2005);
- pomysł utworzenia Muzeum Obozu Koncentracyjnego w Płaszowie (2005), inicjatywa prof. Aleksandra Skotnickiego;
- konkurs urbanistyczno-architektoniczny na koncepcję zagospodarowania terenów byłego obozu w Płaszowie (informacje i materiały dla Głównego Architekta Miasta Krakowa, 2006);
- prace nad realizacją projektu architektonicznego zespołu pod kierownictwem inż. arch. Borysa Czarakcziewa (opracowanie projektu wyeksponowania miejsc i obiektów byłego obozu, 2008).
Trzeba do tego dodać ostatnie, rzeczywiście realizowane, prace prowadzone na zlecenie urzędu Wojewody Małopolskiego, mające na celu porządkowanie terenu byłego obozu (sprzątanie terenu, uporządkowanie roślinności, odtwarzanie czy zaznaczenie dawnego placu apelowego, dróg, starego cmentarza żydowskiego – te ostatnie przy udziale Gminy Żydowskiej). Pamięć o Płaszowie była przysłonięta przez inne miejsca pamięci i dlatego wszystkie wymienione działania były potrzebne. O Płaszowie rozmawiano, przedstawiano
plany, przypominano opinii publicznej, jaki charakter ma to miejsce, nie pozwalano, aby dawne zaniedbania stały się czymś oczywistym i zaakceptowanym, zwłaszcza że pojawiały się kolejne próby ingerowania w ten teren, a nawet zawłaszczenia jego części. Tak właśnie było, gdy Sąd Okręgowy w Krakowie-Podgórzu (Wydz. II Cyw.) rozpatrywał sprawę o stwierdzenie zasiedzenia działki położonej obok dawnego kamieniołomu obozowego. Sąd to słusznie odrzucił, ponieważ działka leżała w centrum dawnego obozu i tereny takie są wyłączone z obrotu cywilnoprawnego. Ale pamiętam niesłychanie agresywne i cyniczne zachowanie adwokata, dla którego te okoliczności były bez znaczenia.
Dziś zastanawiamy się, jak KL Plaszow wydobyć z zapomnienia i niejako przywrócić społeczeństwu Krakowa. Jak wyjaśnić ten fenomen, że dawny obóz koncentracyjny, położony w granicach wielkiego miasta, jest dla większości jego mieszkańców nieznany, zapomniany, lekceważony. Jeden ze świadków żydowskich wypowiedział po wojnie gorzkie słowa o poczuciu osamotnienia i zapomnienia, jakie towarzyszyło więźniom w tych „barakach niewolników żydowskich oddalonych o 15–20 minut od śródmieścia miasta kultury, od miasta 100 kościołów, od miasta, które ma kult i cześć dla nauki…” {AIPN Kr, 502/1015, k. 36 (zeznania B. Richtmann).}. O tym bolesnym wyznaniu z przeszłości nie można zapomnieć i miejmy nadzieję, że pamięć o obozie, o cierpieniach i męczeńskiej śmierci wszystkich więźniów będzie trwała.